środa, 1 września 2010

Kolory północy

Szary, bardziej szary, albo trochę mniej szary – to pierwsze wrażenie, szczególnie, w pochmurny dzień. Wtedy szare morze zlewa się z zachmurzonym niebem, a horyzont ginie we mgle, albo - co często się zdarza - w deszczu. Na półwyspie Varanger pogoda ludzi nie rozpieszcza i należy się spodziewać rzadkich okresów ładnego światła i kolorów.
Szarość przeplata się z zielonym – drzew co prawda jest mało, ale skały są pokryte porostami, krzewinkami i maleńkimi brzózkami. W pogodny dzień, niebo odbija się w wodzie, wszystko przybiera barwy piasku i wody. Wieczorne niebo czasem zabarwia się na ciemnoczerwony kolor, i kiedy odbija się w wodzie wszystko tonie w granacie i czerwieni. Wtedy góry oświetlone ciepłym światłem mienią się różnymi odcieniami brązu. Renifery pasące się na skałach prawie nie odróżniają się od tła. Kolory są stonowane, jakby lekko wyblakle od letniego, niekończącego się dnia i sprane od deszczu. Jesienią wszystko zaczyna żółknąć, widzieliśmy sporo roślinek o czerwonych liściach - jesień musi tu wyglądać wspaniale – podobno jednak jest bardzo krótka. Nie zdawałam sobie też sprawy jak niesamowite kolory ma czasem woda - od granatu do ciemnego turkusu.
p.s.
Męska część mojej ekipy ma sporo uciechy, kiedy mówię jakie kolory widzę – określenie koloru nieba jako „szaroniebieskoperłowy z połyskiem brzoskwiniowym” wywołało atak histerycznego śmiechu.

Typowy krajobraz półwyspu Varanger oświetlony wieczornym słońcem (22.50)

Góry, góry i jeszcze trochę gór.

2 komentarze: